27 cze 2015

Czekoladowe z czereśniami






  W końcu lato, upalne dni nie są może moimi ulubionymi, ale ta pora roku przynosi za sobą coś co rekompensuje każdy ból głowy spowodowany upałem. Owoce! różne, pękate, słodkie, pyszne! Tym razem wpadły mi w ręce czereśnie, były ich dziesiątki, bo moją mamę jak to często bywa, poniosło podczas zakupów. Obliczyła chyba, że na każdego członka rodziny przypada 1,5kg owoców, przesadziła to jasne. Więc nie pozostało mi nic innego jak zrobić coś z działką co najmniej dwóch osób. Wyszło z tego coś pysznego. Czekoladowe ciasto z wiśniami? Przeżytek. Ciasto klasyczne, tzw murzynek przepis znajdziecie chociażby tutaj, ale w połączeniu ze słodkimi czereśniami, mniam mniam mniam. 
 Dodatkowo przepadłam ostatnio w zdjęciach plenerowych. Miałam okazję pobyć trochę u rodziców i zielona okolica, tkane obrusy, tak to zawsze komponuje się dobrze. Oczywiście tylko z pysznym jedzeniem ;-)












7 cze 2015

Jak połknęłam żabę



  Znalazłam wreszcie chwilę, żeby wyjechać do rodziców. Tam gdzie mają swoje gniazdko jest cicho (czasami aż zbyt cicho). Chyba, że akurat sąsiad wali w garnki próbując przestraszyć szpaki, które albo już ogłuchły, albo są największymi olewaczami świata, bo siedzą na drzewie dzielnie skubią czereśnie, za czereśnią. Kiedy sąsiad od 5:40 rano bez skrupułów wali w garnki, ja już wiem, że czeka mnie dzień pełen wrażeń.
 Tym razem postawiliśmy na spędzanie czasu na świeżym powietrzu. Był grill, drożdżowe ciasto (pyszne zresztą) przepisu nie dam, bo z torebki (tak lubię ułatwiać sobie życie, przynajmniej truskawki sama umyłam i usunęłam to zielone). Tak czy siak wyszło pyszne, a w połączeniu z kawą i dobrą książką... niebo w gębie!
  A jeśli już o książce mowa. Od dawna moja mama wspominała pewien tytuł, podczas przechadzek Oławską zerkała na leżące na ziemi książki, wypatrywała tej jedynej, na próżno. Najczęściej w chwili złości na mnie i braku racjonalnych argumentów słyszałam cytat z owej książki "Dostanę zapalenia płuc i umrę" ... potem oczywiście zaczynała się opowieść o książce, która dla mojej mamy urosła już do rangi tych kultowych. Moja Alutka ma coś z Aliny, nie tylko straszenie zapaleniem płuc i nagłą śmiercią :) Są do siebie podobne, tak sądzę.
 Przechodząc do rzeczy, mowa tu o książce "Jak połknęłam żabę" napisała ją Alina Korta. Już w drodze do domu, po przeczytaniu zaledwie kilku stron mogłam przyznać mojej mamie rację, książka zasługuje na miano kultowej i ciesze się, że mój brat zdobył ją i podarował Alutce na dzień mamy.
 Ciężko mi przytoczyć ulubione fragmenty, sama nie przeczytałam jej całej (jeszcze!) a to co mama czytała na głos kiedy siedzieliśmy na dworze, mogę śmiało zaliczyć to jednego wielkiego ulubionego fragmentu. To co tu wstawię to raptem pierwsze strony książki, dalej jest tylko lepiej!
  To ja lecę połykać moją żabę ;-)
 
  "JAK UTOPIŁAM BRACISZKA" 

"... Rodzina mówi o nich zawsze czule "braciszek" i każe toto kochać. Oczywiście, w końcu nie pozostaje człowiekowi nic innego, jak kochać toto i bawić się z tym, szczególnie w przypadku, gdy starszy brat jest zupełnie zgrzybiały i ma o pięć lat za dużo, aby się bawić w cokolwiek rozsądnego."

 " Babcie były wszechwładne w takich chwilach, a ich miłość do "braciszka" wybuchała ze zdwojoną siłą. Wycieczka miała potrwać strasznie długo, pewno ze dwa dni, a ja miałam do dyspozycji ogródek, który można było nakryć chustką do nosa i zakaz wychodzenia poza chusteczkowy ogródek."




 "Za furtką bowiem czyhały na drodze straszne niebezpieczeństwa. Mógł jechać koń z wozem. Koń mógł się spłoszyć (na mój widok oczywiście), ponieść i rozdeptać jak żabę." ... 




"Oprócz oficjalnej furtki na drogę była jeszcze nieoficjalna, na łąkę. Z okien domu nie było widać tej furtki, a babcie były mało przewidujące. " ... "Dość już długo zabraniano temu chłopakowi uciech męskiego żywota (...) Miał w końcu te swoje dwa i pół roku i chyba mógł sobie już pozwolić ma jakąś niewielką wycieczkę?" ... "Jako osoba dorosła (pięć lat!) sforsowałam haczyk i furtka otworzyła się (...) Zaraz za nią zobaczyliśmy strugę wodnistej wody." ... "Mężnie podniósł nogę  (dlaczego dzieci zawsze tak wysoko podnoszą nogę, kiedy zamierzają w coś wpaść?) i pacnął całym "braciszkiem" w błoto. Całym - to znaczy nie tylko twarzą, rękami, włosami (a strzyżono go na "polkę" i miał gęste włosy), ale również ślicznym nowiutkim ubrankiem, oczywiście niebieskim, w które babcie go wystroiły, oczekując powrotu wszystkich. Takie rzeczy zdarzają się zawsze, kiedy ma się na sobie coś nowego" 




 " IDŹ DO KĄTA"

"I jak się która nie zgłosi w porę i porobi się w majtki, to Pani umrze ze wstydu. Przed Panem Tercjanem, który będzie to sprzątał. Więc na wszelki wypadek się zgłosiłam. I wszystkie inne dziewczynki też. Poleciały zaraz do ustępów. Ale okazało się, że to nie jest proste. Trzeba najpierw wziąć klucz z dużym kółkiem. Potem nie dzwonić tym kluczem, biegnąc okropnie długim korytarzem. Potem trafić do dziurki, która była wysoko. Potem okropnie mocno przekręcić klucz i wspiąć się na tron zbudowany pewno dla największego Pana Dyrektora. Potem już sobie można było pozwolić na co się zechce, ale papieru nie było. I tu nastąpiło nowe nieszczęście. Oto inne dziewczynki miały całkiem niezwykłe majtki: na gumce. Szust! -. i już majtki znajdowały się na kolanach. Moje, niestety, były przytwierdzone na wieki mnóstwem guzików do płóciennego staniczka. Nim to człowiek rozpiął, mogło się stać wszystko najgorsze i Pani wtedy byłaby zmuszona umrzeć ze wstydu. "




"... wieczorem drugiego dnia szkoły zabrałam z miseczki, gdzie były drobne, całkiem stare miedziane pięć groszy i rano idąc do szkoły kupiłam szybko w sklepiku odbijankę (tak, tak, u nas się to nazywało odbijanka, nie kalkomania!). Był na niej krasnoludek i muchomor. W szkole na przerwie namoczyłam odbijankę wodą i przyłożyłam do wieczka piórnika, Zawsze się świetnie udawało, tylko nie na politurze. Toteż krasnoludek zlazł z wieczka pomarszczony i przemieszany z muchomorem i wylądował na ławce. Pani powiedziała, że jestem brudas i kazała mi "to" zebrać z ławki. Zebrałam i wyniosłam do kosza. Tam legł pogrzebany mój krasnoludek razem z marzeniami, aby być taką samą jak one..."


" - Twoja Mama jest skąpa. Ci nie dała na piórnik - stwierdziła rzeczowo Wanda. To była bardzo miła dziewczynka i nie wiedziała, że moja Mama ma zasady, dla których była gotowa wydać wszystkie posiadane pieniądze, oddać głowę pod topór i pozbawić dziecko drobnej radości. Ja już to wiedziałam - Wanda nie.
Wobec tego zbiłam Wandę okropnie mocno brzydkim piórnikiem. Kantem. Gdzie się dało. Niewiele się dało bo Wanda też miała piórnik i władała nim biegle. "




Wracam do czytania i fotografowania ;)