11 gru 2013

Litania do chleba.



Historia z pieczeniem chleba rozpoczyna się dość spontanicznie. Przeglądając gazetkę jednego ze sklepów wpadła mi w oko maszyna do pieczenia. Od dawna chciałam upiec własny, ale jakoś zawsze kończyło się na chęci. 
Decyzja zapadła, na drugi dzień maszynka była w domu 
(w pudełku obierki po orzeszkach ziemnych i brak mieszadeł, czyli części urządzenia)
Wczoraj przyjechała nowa, miała wszystkie elementy, uf!
Szybko znalazła się mąka, jajka, drożdże, sól, woda, masło, cukier. Po modlitwach nad urządzeniem, powątpiewając w to, że zacznie wykonywać jakąś prace, słynne już mieszadła zaczęły się ruszać. Proces mieszania ciasta był na tyle fascynujący, że spędziłam na oglądaniu go kilka dobrych minut. Trzy godziny później, dom wypełnił się zapachem chleba. Taki zapach pamiętam z jednego miejsca, sklep na "u Jasia" . Do dziś nie wiem czy ten sklep tak się nazywał, czy wszyscy tak mówili, bo Pan, który tam sprzedawał miał tak na imię.
Tak czy siak, gdy miałam za zadanie, jako małe dziecko, kupić chleb, szłam właśnie tam. 
Wracając wyskubywałam dziurę. 
Zawsze gdy dawałam go babci pytała mnie, czy wracały ze mną myszki.
 Z kamienną twarzą odpowiadałam, że tak. Głupia myślałam, że dała się nabrać. 
Rano wróciły smaki z tamtych lat.
Jutro będzie wielki zakup mąki i drożdży! 

                         






                                     

Na sporą uwagę zasługuje też przepyszny barszcz biały mojej mamy! 

3 komentarze:

  1. O kurcze, ale bym sobie zjadla taki prawdziwy, cieply chleb. tak tylko z maslem *_*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak robiłam w ciągu dnia, chociaż kawałek sobie urwać tego chleba i trochę masła. *_*

      Usuń